(może tytułowa metoda coś zmieni)
W Izraelu, ludziom nie spodobało się to, że chcą upolitycznić sądownictwo. Pokazali to dosadnie i w sposób dość dramatyczny.
Tym samym, spowodowali to, że ci, którzy mieli takie zapędy, musieli się zastanowić nad konsekwencjami tego ruchu.
We Francji, ludziom nie spodobało się to, że chcą wydłużyć lata pracy do emerytury. Dali temu wyraz, podobnie jak w Izraelu, dość zdecydowanie i jasno. Rządzący muszą wziąć to pod uwagę.
Ja tu nie piszę o tym, która ze stron (w obu konfliktach) ma rację, a która jej nie ma. Chodzi mi o coś innego.
Oba te protesty mają jeden wspólny mianownik.
Zwykli ludzie pokazali, że są konkretną siłą, że to oni są faktycznym suwerenem, i że trzeba się z nimi liczyć.
Oba te protesty pokazały, że można (z większym lub mniejszym powodzeniem) wystąpić przeciw temu, co się nie podoba.
A my?
Zajęliśmy pozycję kolankowo-łokciową i…
No, właśnie…
Czasami ponarzekamy, że nas już kolana bolą.
Czasami ponarzekamy, że niewygodnie.
Czasami ponarzekamy, że jak to tak, bez wazeliny.
Dyma nas każdy, kto akurat ma taki kaprys.
I będą nas dymali, póki czegoś nie zmienimy.
I zmiana opcji politycznej niewiele tu poprawi.
Staliśmy się bezwolną masą.
Społeczeństwem zero-obywatelskim.
Plasteliną w rękach polityków, oszustów, bezmózgowców i wszelkiego autoramentu ludzi, którzy chcą coś ugrać dla siebie.
A my tylko mamy jedno życzenie.
Żeby delikatnie, bo nas postkomunistyczne hemoroidy jeszcze bolą.
Żeby nam ładne słowa, przy tym, mówili.