Gdyby tak można, na chwilę, przysiąść.
Na chwilę zamrozić wszystko wokół…
Dać sobie szansę na odetchnięcie, na posiedzenie z zamkniętymi oczyma, na krótką pauzę.
Pauzę od życia.
Tak, żeby czas nie wymuszał ruchu spraw i rzeczy – żeby się nie działo.
Znaleźć miejsce poza wszystkim i wszystkimi.
Usiąść tam i poukładać w sobie sprawy, które się gdzieś ropierzchły.
Rozwiązać ten supeł, który siedzi gdzieś pod żołądkiem i przeszkadza; myśleć jasno, oddychać pełną piersią, być tu i teraz. Supeł, który oddziela wszystko szklaną taflą – niby wszystko jest ale jakieś niedostępne, chociaż obok.
Nie jest to dobry czas, kiedy to nie można być „tu i teraz”. Gdzie myśli (świadomość?) miota się między „wczoraj” a „jutro”, jak spłoszony ptak. Spłoszony życiem; jego nieprzewidywalnością i sztuczkami, które spadają w najmniej spodziewanych momentach.
Bo starasz się znaleźć jakieś przyczyny, jakiś ciąg dalszy obecnego stanu, a tu – zbyt powiązane to wszystko, zbyt rozległe i zamglone. Nawet, jeżeli uda ci się złapać jakiś koniec czegoś, ginie to w korytarzach pamięci i zostaje ci w ręku jedynie jakiś „powidok” spraw; przyczyn i skutków.
A ty siedzisz w jakimś tunelu (bąblu?), którego ściany dotykają cię ze wszystkich stron. I nic nie pomaga szamotanie się, próbowanie przebicia czy ucieczki poza. Bo jesteś jednocześnie więżniem i więzieniem. Bo jesteś jednocześnie katem i ofiarą.
Ale, nawet ta świadomość nie daje ulgi. Intelekt przegrywa z emocjami pędzącymi w niewiadomych kierunkach. Pędzącymi jak spłoszone stado. Starasz się to ogarnąć, zagonić w miejsce, które daje możliwość jakiejś kontroli. Ale jesteś zbyt słaby.
I tak, musisz czekać.
Musisz modlić się do jakichś, odległych bogów – pacierzami, emocjami i strachem.
Musisz rzucać się w wir spraw zastępczych, które (chociaż na chwilę) dadzą oderwanie, wytchnienie i ulgę.
Taka ucieczka do przodu, bo na boki czy wstecz nie da rady.
I właśnie, w takich chwilach, jesteś narażony na popełnianie kolejnych błędów. Bo ucieczka do przodu to okres, w którym wartości i logika ustępują miejsca pragnieniu, aby się stało coś, co zaćmi i odsunie całą, obecną i przykrą rzeczywistość. Taka szpachla na wycieńczony mózg. Mózg, który ze skrajnego zmęczenia, zostanie twoim sojusznikiem w procederze odpychania i wypierania tej sytuacji, która go zabija.
I nawet, jeżeli przez jakiś czas jest lżej – wiadomo, że to jedynie wersja zastępcza, Chwilowa, niestety.
To tak, jak z piciem alkoholu lub zażyciem narkotyku.
Wypijesz, zapalisz – jest lżej.
Emocje są zgłuszone a sprawy przesłania pajęczyna obojętności.
Ale i wtedy wiesz, że to jedynie taki wygłuszacz.
Bo ani alkohol, ani narkotyk, ani ucieczka do przodu, nie rozwiążą nic!
To tylko przesunięcie spraw, w czasie.
Rzadko kiedy, pomyślne dla ciebie.
Czas, najczęściej, jest wrogiem spraw nierozwiązanych.
A najgorsze jest to, iż mimo całej, tej wiedzy i tak jesteś bezbronny i bezradny.