Od pewnego czasu duże miasta są Mekką ludzi szukających pracy. Niesie to za sobą wiele następnych implikacji. Problemy socjalne, czyli znaleźć pracę i lokal do zamieszkania. Problemy towarzyskie, czyli znaleźć grupę ludzi. W której można się czuć zaakceptowanym. Nie bez znaczenia jest również problem dotyczący braku codziennego kontaktu z dotychczasowym środowiskiem. Tym, w którym się wychowało, w którym pozostali rodzice i znajomi. W każdym człowieku, a w młodym dużo bardziej, wytwarza się syndrom braku zaplecza psychicznego, które to zaplecze dawało do tej pory porzucone środowisko. Nie jest to sytuacja dobra. Do pewnego wieku, póki psychika nie stwardnieje i młody człowiek nie zestarzeje się psychicznie na tyle aby dawać sobie radę bez tego naturalnego zaplecza. Jest to problem na tyle silny (choć często jedynie podświadomy), że powoduje dość charakterystyczne kierunki zachowań. Brak pewności w nowym środowisku i co za tym idzie brak pewności co do własnej przyszłości, w połączeniu z pustką emocjonalną, deficytem ciepła rodzinnego i zwykłego – ludzkiego, jest motorem do zachowań nowych i dotychczas niespotykanych na obecną skalę. Powrót na tarczy do swojego miasteczka czy wsi jest jednoznaczny z klęską osobistą i towarzyską. Tak to dzisiaj się odczuwa.
Sytuacja opisana daje ciekawe socjologicznie efekty.
Dla badaczy, bo dla tych ludzi…
Pierwszym efektem tego zjawiska jest pojawienie się grupy ludzi, którzy dla awansu, dla utrzymania pozycji stają się korporacyjnymi wilkami. Wszystko jest podporządkowane jednemu celowi. Nazywa się on „Sukces”. Za wszelką cenę i wszelkimi dostępnymi środkami. Narzędzia, jakimi posługują się wilki są różne. Od zwykłej harówy po 12-14 godzin (to jeszcze można zrozumieć) do sprzedania każdego, kogo się da. Handel dupą w celach utrzymania pozycji lub awansu (dotyczy obu płci) jest stary jak świat. To nie jest wymysł obecnych czasów. Tyle, że skala zjawiska jest obecnie inna. Wilki są również ofiarami własnego postępowania. Często same są narzędziem, środkiem i celem. Prostytucja korporacyjna, która jest wielkim tabu, została usankcjonowana podobnie jak prostytucja klasyczna. Oczywiście, głośno nie mówi się o tym i wszelkie przejawy są skrzętnie utajnione, ale… Pokażcie mi wielką firmę bez tego zjawiska. Nie oceniam tego zjawiska. Potrafię nawet zrozumieć osobę, która w całym zamęcie i braku pewności i oparcia robi to, co daje jej złudzenie bezpieczeństwa i chwilowy choćby komfort psychiczny. Potrafię zrozumieć – nie znaczy, że pochwalam. Tak dla jasności.
Inną grupą są osoby, które nie potrafią (lub jeszcze się nie nauczyły) być wilkami w wielkim mieście. Syndrom Robinsona Crusoe – na bezludnej wyspie, powoduje pewne rozmiękczenie osobowości. Są to osoby podatne na wszelkie zagrożenia wielkomiejskie. Alkohol, narkotyki czy seks – jako środek zastępczy (lub mieszanka tych elementów) dają chwilowe złudzenia. Są to złudzenia, które pozwalają uwierzyć, że jest dobrze i będzie dobrze. Pozory rozbudowywane są do skali faktów. Myślenie życzeniowe i wiara w to, że jest się na dobrej drodze, daje chwilowe poczucie odpoczynku i co najważniejsze – pewnego kontaktu psychicznego z innym człowiekiem. A to jest ten najważniejszy brak. Hormony (to jest bardzo potężna siła) i brak oparcia w środowisku powoduje mieszankę wybuchową. Zielone staje się niebieski, czerwone staje się białe a czarne… czarne wmiata się pod dywan. Ważne jest TERAZ.
Część ludzi – wilków odnosi sukces. Jest to jednak niezwykle znikomy procent. Choćby z racji ilości miejsc do zajęcia. Można ich poznać. Zimne korporacyjne panie, zawsze uśmiechnięte i nienaganne. Zimni, bezduszni korporacyjni panowie. To oni są na pozór przyjacielscy a tak naprawdę żyją z tej grupy, która nieprzerwanym strumieniem ciągnie do miast.
Są jeszcze ci, którzy łudzą się, że z nimi będzie inaczej. Tych mi żal. Starają się żyć jak ludzie. Tyrają w firmach i liczą na to, że to jest metoda. Tworzą mniej lub bardziej dziwne związki, po to aby dać sobie złudzenie jakiejś jedności z kimkolwiek. Płaczą wieczorami w poduszkę, myślą o bliskich, o czasach sprzed exodusu. Niektórym (może jednemu na 1000 się uda). Reszcie nie. Miasto ich wyciśnie i wyrzuci. Związki wyschną i pozostanie znowu pustka… Firmy – większe lub mniejsze znajdą na ich miejsce wilka. Wilki są agresywne i niestety przeważnie wygrywają.
W Hollywood każda kelnerka jest aktorką (akurat ma złą passę). W polskich dużych miastach dojdzie do tego, że każda kelnerka (lub kelner) będzie dyrektorem w firmie.
Potencjalnie oczywiście. Na razie ma po prostu zły okres…
I dobrze jeżeli kończy się to tylko pracą w knajpie…
Często bywa dużo gorzej.