Putin to, Putin tamto…
Najłatwiej skupić się na Putinie, bo jest on konkretną twarzą.
Najłatwiej skanalizować wszelkie zło na konkretnej osobie.
Putin nadaje się do tego bardzo dobrze.
Twarz Putina – dyżurny chłopiec do bicia.
Ale…
Należy zrozumieć, że Putin jest jedynie pewnym frontem. Frontem, za którym stoi coś o wiele poważniejszego niż człowiek i jego wizerunek. Podobnie, jak za każdym politykiem, który urósł wysoko – za Putinem stoją siły, o których nie wiemy lub nie pamiętamy.
Najważniejszą z tych sił jest kapitał.
Sam Putin, niczego by nie dokonał, gdyby nie stała za nim potęga finansowa.
Spytacie, jaka to potęga?
Odpowiedź jest prosta; ta, która (na dłuższą metę) będzie miała korzyści z rozwoju takiej a nie innej sytuacji.
Jak tylko ludzka pamięć sięga, wszelkie wojny były wspaniałą okazją do zrobienia wielkich interesów. I to interesów o bardzo dużym przekroju. Zakłady zbrojeniowe, zakłady obsługujące wojsko i okolice, elektronika i elektrotechnika, komputery i ich oprogramowanie, oraz… setki branż, których nie wymienię.
Wojna to ciche zezwolenie kapitału. To prosperita dla przemysłu.
Nie ma wojny bez przychylnego pomruku oligarchów.
Oczywiście, do tego, aby doprowadzić do wojny – potrzebny jest „ktoś”. Osoba, która będzie nadawała się do porwania za sobą mas. Nie chodzi mi o masy militarne, ale o masy, które poprą konflikt. Od tego jest propadanda, budowanie wizerunku kandydata na „wodza” i cały ten polityczny PR.
Jak są pieniądze to nie ma problemu z wypromowaniem człowieka.
Szczególnie, jeżeli ten człowiek ma pewien szczególny rys w swojej historii.
Rosjanie, po upadku ZSRR, mają spory kompleks „upadłego imperium”. Nie chodzi mi tu o władze nowej Rosji. Chodzi mi o przeciętnego obywatela. Większość (jeszcze) z nich żyła w kraju, który dyktował warunki. Był liczącym się przeciwnikiem – dla każdego i wszędzie. Po upadku ZSRR, Rosjanie poczuli się oszukani i sprowadzeni (politycznie i militarnie) do roli jednego z wielu państw. To boli do dzisiaj. I to też jest siła Putina. Wystarczy trochę ją podsycić. Chociażby medialnie.
W takiej atmosferze łatwo jest wypromować kogoś ze „starej gwardii”. KGB kojarzy się (obecnie) z dobrymi, mocarstwowymi czasami. Putin jest idealną osobą do skupienia na sobie wszelkich tęsknot, nadziei i dążeń – wszystkich tych, którzy czekają na powrót „Wielkiej Rosji”.
I Putin im to daje. Mało tego – rośnie nowe pokolenie ludzi, którzy chętnie patrzą na silnego i skutecznego przywódce. Na kogoś, kto ciągnie kraj w kierunku odrodzenia mocarstwowości Rosji. Nie dziwcie się temu. Też byśmy chcieli, żeby Polska była mocarstwem. Może nie taką drogą, ale…
To, co się obecnie dzieje w samej Rosji, na Ukrainie czy w polityce międzynarodowej (militarnej i gospodarczej) to nie jest żaden Putin. To jest pewna hybryda utkana ze świetnie postawionego wodza i niezliczonej liczby sznurków, które tym wodzem poruszają.
Tak to działa, proszę Państwa – w (tak zwanych) krajach cywilizowanych.
Im się szybciej to zrozumie, tym szybciej się znajdzie prawdziwy powód zła.
Tego zła, jakim jest konflikt na Ukrainie i w wielu innych miejscach na świecie.