Przejdź do treści

Korporacja.

  • przez

Chciałbym kiedyś obejrzeć film, który zaczynał by się w taki sposób. Byłby dobrym podkreśleniem moich obserwacji z tego kawałka życia, kiedy to ocierałem się o różne duże firmy…

Scena 01 Jeszcze przed napisami.

Trzeba wyciągnąć z archiwum scenę, na której walczą między sobą wilki. Najlepiej w tonacji czarno – białej. Scena ma długość określoną komentarzem. Komentarz prosty, narracja beznamiętna, „naukowa”. Koniec komentarza powinien pokrywać się z początkiem obrazu wilka (głowa na cały ekran – około 5-10 sekund). Wilk jest czujny, zły i może lekko warczeć…

Komentarz:

Wataha wilków rządzi się odwiecznymi prawami silniejszego. W hierarchii stada, na czele stoi najsilniejszy wilk. Pozostałe podporządkowane są jego przywództwu. Jednocześnie między poszczególnymi osobnikami istnieje drabina społeczna, która jasno określa miejsce w grupie. Walka o pozycję w stadzie trwa nieprzerwanie. Te wilki, które są słabe muszą zginąć zostając pożywieniem dla silniejszych. Niektórym, nielicznym udaje się odejść.

(Tutaj te 5 sekund wilczej głowy)

Następnie napis – tytuł filmu (na czarnym tle, kolor purpurowy i taki trochę stylizowany na „krwawo”): Napis powoli zastępuje ginący obraz wilczej głowy.

KORPORACJA (10 sekund)

Scena 02

Dworzec kolei elektrycznej w Warszawie – Śródmieście. Wcześnie rano. Około godziny 7. na ławce siedzi trzech ludzi, którzy są stałymi mieszkańcami dworca. Ubiory pod to, ale nie wzbudzające obrzydzenia. Jeden z nich trochę lepiej ubrany (taki lump ze śladami dawnej klasy, będzie bardzo ważną (!!!) postacią drugoplanową. Człowiek z przeszłością. To rodzaj odnośnika, ukazującego zmiany zachodzące w głównej bohaterce. Ważny w scenie końcowej, ponieważ „zepnie” akcję. Inteligentny. Trzeba dobrze poszukać twarzy zniszczonej, inteligentnej a zarazem nie budzącej negatywnych odruchów. Nazwiemy go: RYBAK. Pozostali, to osoby z dalekiego tła. Normalni jak na te klimaty.

Panowie zajmują się: Jeden – przeglądem ubrania. Drugi – je kawałek chleba i patrzy „w dal”. Trzeci, czyli Rybak patrzy w stronę wylotu tunelu kolejki na peron, pogwizdując sobie coś pod nosem. Przechodzą ze dwie trzy osoby. Ten od przeglądania ubrania wyciąga do nich rękę… ale tak tylko – bez przekonania. Scena krótka: 30 sekund.

W tunelu, z dala, pojawia się światło nadjeżdżającego pociągu elektrycznego. Rybak powoli wstaje, przeciąga się i mówi:

– No panowie, przybierzcie godny wyraz twarzy. Jedzie burakowóz. Do roboty, bo strasznie mi się chce kupę a nie mam jeszcze czym…

Pozostali, bez komentarza, powoli wstają i rozchodzą się – jeden w lewo, drugi w prawo. Rybak pozostaje w okolicy ławki.

Pociąg zajeżdża i staje. Wychodzą z niego ludzie – sporo, bo to godzina „do pracy”. Rybak ustawia się z boku peronu i zaczepia ludzi, prosząc o pieniądze. Dwie – trzy próby. Bez rezultatu. Ludzie po prostu nie reagują. Widok z dala, ale tak, żeby było można go rozpoznać.

Po pewnym czasie, gdy się już rozluźnia, podchodzi do Rybaka dziewczyna. Jest z koleżanką, ale ta zostaje dwa metry z boku.

UWAGA: To nasza główna bohaterka! Dziewczyna ubrana raczej na modłę „wieś tańczy i śpiewa”, czyli wszelkie atrybuty kiepskiej mody. Krzykliwie i raczej bez gustu. Taka gąska ze wsi. Ale tu ważna uwaga. Ona jest jeszcze świeża i niezepsuta! Taki „naturszczyk” – wychowany na tym wszystkim, co dawali w książkach i w rodzinie. Bez specjalnego makijażu i dodatków. Lat około 18. Miła, prosta uroda. Ale nie jakaś piękność. Po prostu trochę lepiej niż „jedna z wielu”.

Koleżanka – podobnie. Ale mniej krzykliwie. Jest bardziej nieśmiała i to „ta brzydsza w ekipie”. Ale też w normie – miła.

Teraz już z bliska: Dziewczyna podaje Rybakowi banknot 10 złotowy i mówi:

– Proszę mi wydać osiem złotych reszty.

Rybak ma minę zaskoczoną i lekko ogłupiałą. Po chwili mu przechodzi i drapiąc się z zakłopotaniem po głowie, z cieniem rozbawienia odpowiada:

– Tylko jest jeden problem… Widzi pani, ja nie mam ośmiu złotych… Obecnie nie mam nawet złotówki…

Bezradnie rozkłada ręce. Ale zaraz z ożywieniem dodaje:

– Ale może zostawi mi pani tę dyszkę, to już następne cztery razy będzie miała mnie pani z głowy. No dobra, nawet pięć razy. Taki bonus dla VIP-a… Dobra?

Oczywiście utrzymane jest to w tonacji lekko żartobliwej ale z dużą nadzieją na to, że banknot pozostanie. Dziewczyna zastanawia się przez chwilę i mówi całkiem poważnie:

– Wie pan, mam mało pieniędzy i musi mi starczyć na długo… Nie mogę dać dziesięciu… Może pięć…

Dalej stoi z pewnym zamyśleniem. Ale ożywia się;

– To ja pójdę i rozmienię. Poczeka pan?

Rybak sceptycznie, oddając z żalem banknot:

– Nie wróci pani… Ale… dobra. Poczekam. Na pięć zyli warto poczekać.

I dodaje jeszcze za odchodzącą dziewczyną:

– Proszę nie zapomnieć o mnie!

Dziewczyna podchodzi do koleżanki i obie gestykulując odchodzą. Pozostajemy z Rybakiem. On pracuje dalej. Raz dostaje monetę i kłania się uprzejmie. Raz dostaje reprymendę od podróżnego. Ale nie słyszymy słów. Tylko obraz z pewnego oddalenia. Po 30 sekundach wraca dziewczyna bez koleżanki i zaskoczonemu Rybakowi daje piątaka. Mówi jakby z ulgą:

– Jestem. A już się bałam, że pana zgubię…

Rybak śmieje się. Tak lekko z politowaniem ale i przyjaźnie:

– Ja się wcale nie bałem. I tak myślałem, że pani nie przyjdzie.

Dziewczyna zaskoczona i zdziwiona:

– Przecież obiecałam, że wrócę. To przecież musiałam.

Rybak niby to z podziwem:

– Skąd ty dziewczyno się urwałaś? Z czytanki dla komsomolców?

Ona poważnie i oficjalniej:

– Z Górek. Szukać pracy, bo u nas kiepsko we wsi z robotą.

Rybak nagle poważnieje i bardzo powoli, jakby z namysłem i smutkiem:

– No to witaj w piekle dziecino. Witaj w piekle…

Chwilę patrzą na siebie. Dobiega głos koleżanki:

– Nulka! Co ty tam tyle stoisz. Choć już!

Dziewczyna mówi:

– No to, do zobaczenia.

Rybak odpowiada bez uśmiechu i ze smutną zadumą:

– Do widzenia mała. Nie daj się… I niech ci Bóg da przeżyć choćby tydzień zanim cię zeżrą.

Dziewczyna wzrusza ramionami, odwraca się i razem z koleżanką idą peronem do wyjścia. Widok lekko z góry. Rybak stoi i patrzy za dziewczynami. Dalej akcja pójdzie z dziewczynami.

(A na Rybaka to prosi się Marek Konrad. Może jest za mało zniszczony ale po tygodniu pracy ze mną…)

Scena 003

Skromnie urządzone mieszkanie. Jeden pokój z kuchnią. Jesteśmy w pokoju. Widać, że mieszkają dziewczyny. Trochę porozrzucanych ciuchów, trochę kosmetyków. Dwa jednoosobowe tapczany, szafa, dwie szafki, telewizor i cała reszta. Jest rano. Nasza bohaterka siedzi przy lustrze, w pidżamie i maluje się. Jej koleżanka wychodzi z łazienki, w szlafroku, z zawiniętą ręcznikiem głową i mówi:

– Nulka, pospiesz się, bo jak się spóźnię to mi ten stary łeb oberwie. Muszę jeszcze poukładać na półkach to, co wczoraj przywieźli.

Staje nad nią i czeka pocierając ręcznikiem głowę. Nulka, robi ostatnie pociągnięcia i wstając mówi, ze znudzeniem:

– Dobra, dobra, już się możesz smarować. A tak w ogóle, to co się tak strasznie trzęsiesz nad tym starym.

Wzrusza ramionami i spogląda z dezaprobatą.

– Z nieba mu Kasiu spadłaś. Za taką kasę to on cię powinien codziennie dowozić do tej roboty i odwozić z powrotem. I to BMW!

Podchodzi do szafy i zaczyna przerzucać ciuchy. Letnie, bo jest wczesne lato. Kasia spokojnie:

– Nie zapomnij, że na razie jest to jedyna kasa, oprócz niewielkich oszczędności. A za tydzień znowu trzeba wpłacić za mieszkanie.

Nulka jakby z pewnym zawstydzeniem (ubiera się):

– Wiem Kasiu, ale dzisiaj już na pewno się uda. Nie martw się.

Kasia kiwając głową z powątpiewaniem.

– Oby, bo za miesiąc będziemy stać obok tego faceta na Centralnym.

Wzdycha i dodaje:

– Nie myśl, że wygaduję ale sama wiesz jak jest. Ja na wieś nie wrócę, ty też. Chyba, że chcesz resztę życia przesiedzieć na zapomodze. Musimy zostać.

Nulka z energią i uśmiechem:

– No to trzymaj dzisiaj kciuki. Boję się jak diabli. Taka firma. Ich jest tam pewnie ze dwieście.

Kasia wstaje i podchodzi do Nulki. Obejmuje ją i mówi:

– Trzymam, trzymam. Nawet nie wiesz jak bardzo. I boję się.

Nulka:

– Ja też. Bardzo… Dobrze, że ciebie mam… a ty mnie.

Nulka odchodzi po chwili krok do tyłu i pyta:

– No jak? Mogę tak być?

Oczywiście wygląda zbyt kolorowo i trochę bez gustu. Kasia na to:

– Mnie się podoba. Wiesz, że zawsze ci zazdrościłam ciuchów, małpo.

Nulka wesoło, kręcąc torebką:

– Jak się odkujemy, to będziemy najfajniejsze laski w całym tym zakichanym mieście. Zobaczysz Kacha. Biały żakiecik ze złotą lamówką, samochód, komóreczka, słuchawka w uchu i ten… no laptop. Wszystkim gały wylizą!

Kasia kiwa powoli i z powątpiewaniem głową.

– Może ty. Ja w tym sklepie to chyba nie mam dla kogo…

Nulka idąc do drzwi. Ze śmiechem i wyginając się niby zmysłowo:

– Znajdzie się Romeo. Jeszcze zobaczysz. I na chrzestną mnie poprosisz.

Kasia ze śmiechem łapie poduszkę i trafia w Nulkę. W drzwiach wyjściowych.

– Głupia jesteś. Już lepiej idź. Powodzenia!

Zza drzwi Nulka odpowiada głośno:

– Mam pełne gacie. Pa!

Na korytarzu, przed windą stoi starszy pan. Sąsiad z piętra. Taki trochę wyleniały i lekko  obleśny amant. Ale bez groteski. Dobrze ubrany. Pyta jakby z zaciekawieniem i z niby niewinnym uśmieszkiem:

– Czego to panienka ma pełne majteczki?

Nulka sztywnieje, robi się czerwona i jak automat wchodzi do windy. Jadą z pięć pięter razem. On uśmiechnięty, taksując ją cały czas:

– Może pomogę. Przewiniemy u mnie. Mam kilka par ślicznych majteczek u siebie…   Były by w sam raz na taką ładną pupcię…

Ona nieruchoma, bardzo zawstydzona, wpatrzona przed siebie. Maska. Winda się otwiera. Nulka wyskakuje jak oparzona i wybiega do wyjścia. Sąsiad kilka razy cmoka lekko i z uśmiechem satyra idąc w stronę skrzynek na listy:

– Rosną kadry, rosną… No Władeczku, do ataku. Soli jakiej trzeba pożyczyć od sąsiadeczki albo gwoździk pomóc wbić… Dobrym trzeba być dla ludzi…… chyba…

Odchodzi od skrzynek z rechotem i wychodzi z klatki.

…………………

Dalej… opowieść o sprzedawaniu wszystkiego w imię kariery (Nulka) i pozostaniu przy swoich wartościach (Kasia)…
Ale kto to zrobi…

Udostępnij wpis innym: