DONDEROWIE Sp. z o.o.
KŁOPOTLIWY ORDER
Ci z Was, którzy przebrnęli przez pierwsze dwa odcinki historii kryminalno-gastronomiczno-martyrologiczno-historycznej:
Donderowie Sp. z o. o. – 1
Donderowie Sp. z o. o. – 2
wiedzą, że podczas okupacji niemieckiej, Donderom lekko nie było.
Po wygnaniu Niemców z Poznania…
Dygresja:
Tu się naród podzielił na dwa obozy:
1. Jedni mówili o wyzwoleniu.
2. Drudzy mówili o zmianie okupanta.
Proszę sobie wybrać pasującą, Tobie Czytelniku, wersję.
Koniec dygresji.
…sytuacja zmieniła się radykalnie. Wprawdzie Niemcy bronili się jeszcze w Cytadeli Poznańskiej, tym niemniej, na pozostałym obszarze miasta, zaczęli rządzić Ruscy. Metody zaprowadzania nowego porządku pominę, ponieważ tym już zajęli się historycy a mnie, jako nędznemu dziennikarzynie rodzinnemu, nie wypada wkręcać się w tak szanowne gremia. Pozostanę przy tej historii, która dotyczy bezpośrednio moich krewnych.
A sytuacja, zdawać by się mogło, dość prosta, wcale taką nie była.
I to ze względów na to wyzwolenie, właśnie.
Żeby nie było jednak nieporozumień, zaznaczam od razu, że moja rodzina nienawidziła Niemców z zapałem godnym imienia Polaka pod okupacją i (w związku z tym) życzyła Hitlerowi i jego drużynie, wszystkiego najgorszego – myślą, słowem i czynem. Tym niemniej, nadejście Ruskich nie było sytuacją zbyt komfortową.
A to ze względu na to, że dziadek zasłużył się na wojnie. I to, na tej wojnie z bolszewikami. Tej, co to „Cud nad Wisłą” i cała ta niespodziewana wiktoria – dzięki zasłudze generała Tadeusza Rozwadowskiego a nie, jak utrzymują niektórzy – Józefa Piłsudskiego. Ale to jest dobry motyw na zupełnie oddzielne rozważania o tym, jak fajnie (i według aktualnych potrzeb) można przekręcać historię na wszystkie strony, robiąc przy tym poważne miny i kiwając autorytatywnie głowami. Może kiedyś o tym „cudzie Piłsudskiego” napiszę.
Ale, wracając do wątku podstawowego.
Zdarzyło się tak, że dziadek i kilkunastu jego kompanów, dostali się w okrążenie. Otoczyli ich bolszewicy. Do swoich daleko (dziadek i inni) nie mieli, ale kocioł to kocioł i rano należało się spodziewać, że Ruscy (radzieccy) zlikwidują ten kawałek ziemi z jego obrońcami. Przewaga sytuacyjna była tak znaczna, że o jakimkolwiek innym scenariuszu nie było mowy.
A jednak!
Chłopcy siedli, pomyśleli, pokiwali głowami, uścisnęli się ostatni raz i…
W kilkunastu chłopa, zaatakowali linie rosyjskie.
Zaskoczenie było kompletne. Zarówno dla Rosjan jak i dla naszych, którzy obserwowali ten poryw z okopów.
Walka była taka bardziej „face to face”. Na bagnety, pistolety i co tam kto miał akurat pod ręką. Przebiło się czterech. W tym, mój dziadek – Józef Donder.
Na szczęście (?) z naszych okopów, całą akcję obserwował, będący akurat na przeglądzie pozycji, jakiś znaczny pułkownik polski. A że dziadkowi szło dość dobrze i bagnetem zakłuł sześciu nieprzyjaciół, wzruszyło się panapułkownikowe serce i (już po przedarciu się do swoich) dziadek został przedstawiony do odznaczenia Virtuti Militari – za walkę na bagnety, podczas przebijania się z okrążenia.
Dostał!
No, niby fajnie…
No, właśnie…
Tyle, że Poznań wyzwolili ci sami radzieccy, których dziadek radośnie dźgał bagnetem.
I to było właśnie powodem tego, że rodzina Donderów chodziła, po wyzwoleniu, na lekko ściśniętych dupach.
I to nawet nie z tego względu, że radzieccy coś wygrzebią w archiwach. Po Kampanii Wrześniowej, okupacji niemieckiej i całym tym zamieszaniu, szansa była raczej niewielka.
Dziadkowie bardziej obawiali się, że jakiś sąsiad będzie chciał się zasłużyć nowej władzy i podkabluje dziadka, bo było o tym (odznaczeniu), w okolicy ulicy Ratajczaka, głośno.
Nie codziennie rozdawało się takie ordery.
Szczęściem dla dziadka i integralności reszty familii, nikomu jakoś nie wpadło do głowy, żeby donieść.
Dziadek, do końca życia, wstążkę od tego orderu, miał schowaną w swoim pokoiku służbowym (w futerale na waltornię), w Operze Poznańskiej, gdzie był zawodowym muzykiem.
Z tym, że w operze pracował, nie ze względu na świetne operowanie bagnetem lecz z zupełnie innych powodów!