DONDEROWIE Sp. z o.o.
KOT A’LA WEHRMACHT
Dalsza część historii, pod wspólnym tytułem „Donderowie Sp. z o. o.”, będzie rozgrywała się właśnie w tym czasie.
Jako, że moi Dziadkowie (z męskim przychówkiem – szt. 2) mieszkali w centrum Poznania, owo wyzwalanie dotyczyło ich tym bardziej. Dotyczyło na tyle, że większą część czasu walk, wraz z sąsiadami kamienicy przy ulicy Ratajczaka 32, spędzili w piwnicy. Jako, że strzelali wszyscy, wszystkim i ze wszystkich stron, siedzenie w domu nie było najlepszym pomysłem.
Jak postanowili, tak zrobili.
Czekamy na Ruskich!
Ruscy mieli zjawić się niebawem. Ludzie liczyli, że tydzień góra. Tyle, że Ruscy chyba nic o tym nie wiedzieli i jakoś się to wszystko przedłużało. Niemcy też wzięli sobie do serca ten Poznań, bo walczyli jak o swoje.
Potem drugi…
Dzieciaki gęby drą z głodu, starsi jeszcze nadrabiają minami, ale też zaczyna być kiepsko.
Generalnie – lipa!
Od czasu, do czasu ktoś zdesperowany wyrwie się na górę, ale wiele to tam nie zostało.
Na ulicę strach wyjść, mimo iż kamienicę naprzeciwko zajmowali Węgrzy, a oni do cywilów nie strzelali. Ale cały czas jakieś żelastwo, różnego kalibru, latało w powietrzu. Strach łeb wychylić.
Ludzie siedzieli, dzieci ryczały, wojsko strzelało, żołądki burczały.
Zresztą, Węgrzy to oddzielna historia.
Nagle, gdzieś bardzo blisko eksplodował pocisk, wystrzelony, anieli wiedzą przez kogo. Na początku nic to nie zmieniło, ale po chwili…
Podmuch zabił bezpańskiego kota, który szedł ulicą w swoich interesach.
Zabił go bardzo korzystnie, bo kot spadł tuż przed okienko piwnicy, w której bawili mieszkańcy kamienicy.
Żeby nie było, że nie ostrzegałem!
Może być „mucha na słodko” to i może być „kot a’la Wehrmacht”!
Tak zrobili.
Dygresja.
Jakby tam, na powrót, był.
Mimo, że od tamtych czasów upłynęło kilkadziesiąt lat. Podczas opowiadania miał oczy wbite w pustkę, głos zrezygnowany i tylko brakowało, żeby mu ślina po brodzie ciekła.
Taka, wojenna trauma Józefa (juniora) Dondera.
Za ostatnim razem (ze dwanaście lat temu) po tej wstrząsającej, gastronomicznie, opowieści, mój brat (Maurycy) nawet Tacie zaproponował:
Cały kot dla taty!
Tata wypowiedział się dość obcesowo na temat stanu umysłowego swoich synów, ale już pod koniec monologu śmiał się razem z nami.
Koniec dygresji.
Kobieta doświadczona, bo przeżyła Pierwszą Wojnę Światową i kilka pomniejszych zatargów międzynarodowych.
– No, Fela trzeba się schować. Na podwórku są już Ruscy, to teraz wszystkich nas będą chcieli wyruchać.
I nie chodziło jej o zjawiska polityczne, społeczne czy gospodarcze.
Biorąc pod uwagę, że sąsiadka miała wtedy tak ze 65. lat, potwierdziła tym samym starą prawdę, która mówi, że nadzieja umiera ostatnia.
Jak potoczyły się dalsze losy wyzwolonych i dlaczego umiejętność gry na fortepianie może być przyczynkiem do utraty życia, będzie w następnym odcinku.