Jedynie kot Aleksander (patrz: foto) zachował resztki zdrowego rozsądku i nie siedzi przyklejony do ekranu telewizora. Pozostali, zgromadzeni pod adresem, pilnie śledzą – jak leci.
Impreza wybitnie pod widza telewizyjnego, czyli takiego, który siedzi sobie wygodnie, a system kamer pomaga mu ogarnąć cały ten show. Miejscowi (i zaproszeni) mieli chyba gorzej. No, bo wyobraźcie sobie, że wygniatacie dupy (niektórzy na twardym) w jednym miejscu i przez cztery godziny czekacie na to, że coś tam przepłynie Sekwaną. Pomijając już fakt, że większej części i tak nie zobaczycie, bo impreza rozciągnięta na 6 kilometrów.
Sytuacji nie ratowała nawet Lady Gaga, która choreograficznie próbowała wyeksponować swoje niegdysiejsze wdzięki.
Jedynie Celin Dion – czapki z głów!
Mieszane uczucia miałem patrząc na zgilotynowane matrony.
Nie to, żebym miał coś przeciw ścinaniu Francuzów przez Francuzów. To wolny kraj i każdy bawi się jak umie. A to ścina, a to wiesza, a to wyrzyna połowę Haiti. To ostatnie, rękoma naszych rodaków – po większej części.
Tyle, że jak to wytłumaczyć obywatelowi, który ma jeszcze mleczne zęby?
– Tato, a dlaczego te panie mają głowy w rękach?
No, i bądź mądry człowieku. Trzeba o doktorze Guillotinie i jego wynalazku. O różnych, innych nieprzyjemnych aspektach. No, i delikatnie, żeby dziecku psychy nie zwichnąć.
Najlepiej by było kupić klocki Lego – wersja: Rewolucja Francuska – ale firma nie stanęła na wysokości zadania.
No, dobra – zostawmy historię.
Co do teraźniejszości.
Pokaz mody w deszczu. Podobał mi się jedynie ten starszy pan z łysiną – w sukience. Kiecka nawet fajna, ale niedostępna w wolnej sprzedaży. Przeleciałem cały Internet – nie ma!
Szkoda, bo jesteśmy w podobnym wieku i pewnie też bym całkiem nieźle w niej wyglądał. No, nic. Pozostanę przy tych szmatach, które mam.
Póki co!
Balet z Moulin Rouge – palce lizać.
Jako, że jestem Umiarkowaną Szowinistyczną Męską Świnią – szczególnie mi się podobały damskie podbrzusza i okolice.
Bardzo apetyczne – bardzo!
No, przynajmniej z tej odległości, jaką nam zafundował realizator. Z bliższej, to nie wiadomo, ale zaryzykowałbym.
Znicz olimpijski zupełnie mnie rozczarował.
Nawet bazar na Marywilskiej palił się ładniej.
Stawiałem na wieżę Eiffla, jak większość. Uważam, że to by był fajny i logiczny ruch. Estetycznie też lepiej.
Przekombinowali i tyle.
Ogólnie dało się to oglądać.
Oczywiście, siedząc w domu, w fotelu i bez deszczu cieknącego na mój stary łeb.
– Igrzyska olimpijskie uważam za otwarte – powiedziała moja Ilonka i kazała dokupić kanał MAX, na moje upodlenie.
Najbliższe „cokolwiek innego” obejrzę sobię dopiero po zakończeniu Olimpiady.
HELP ME!
P.S.
Pewien niedosyt wywołał u mnie brak Maryli Rodowicz.
Ale czego tu się spodziewać po Francuzach.