Przejdź do treści

Bóg?

  • przez

(Jest to głos w dyskusji na łamach taraka.pl – Wojciecha Jóźwiaka)

Prawem egocentryka, pozwolę sobie na pewien implant w dyskusję, nie przeczytawszy uprzednio wpisów moich Szanownych Poprzedników. Powód jest dość prosty; moje doświadczenia w poruszanym temacie są na tyle długotrwałe i owocne, iż żadna dyskusja nie wchodzi w rachubę. Nie wynika to (broń dowolny panie boże) z lekceważenia Szanownego Gremium, a raczej z wielkiej dbałości o to, aby idee zewnętrzne nie sprowadzały mnie na manowce myślowe, do których i bez tego mam inklinacje. Tak więc…

Z bogiem mogłem zacząć dogadywać się dopiero od momentu, w którym udało mi się wstać z klęczek a zamiast tego – włączyć mózg. Trwało to dość długo, bowiem jestem wychowany w takich a nie innych warunkach rodzinnych, społecznych czy środowiskowych. Do dzisiaj nie jestem zupełnie wolny emocjonalnie, w stosunku do znaku krzyża czy atrybutów wyznań innych. I czasami powątpiewam, czy uda mi się kiedykolwiek oczyścić na tyle, aby moje emocje nie reagowały na objawy większej lub mniejszej indoktrynacji religijnej. To jest moja słabość.

Tyle, tytułem wprowadzenia, aby było wiadomo gdzie dzisiaj jestem – jeżeli chodzi o boga, jako wyobrażenie pewnego kultu. Zresztą – dowolnego.

Bóg? Oczywiście! Ale jako Energia do wykorzystania. Odsakralizowany i bardzo fizyczny. Nie przypięty do żadnej postaci, rzeczy czy myślokształtu.
Moja praktyka, zwana przeze mnie „Zabawą z Energią”, wykorzystuje fizyczne aspekty świata. Nawet jeżeli ta fizyka jest na tyle odległa, że zdaje się boską. Oczywiście, traktuję ją z pełnym szacunkiem, pewną (jednak) bojaźnią i odczuciem wszechobecności.
Ci, którzy czytają te słowa z nastawieniem krytycznym, w tym momencie mogą się ucieszyć z tego, że oto mam takie same podejście do swojego „boga” jak inni prawdziwie wierzący. Triumf to będzie jednak krótki, bowiem Energia nie ma żadnych atrybutów boskich. Powiem nawet więcej – jest dość szara i mało atrakcyjna dla gapiów. No bo, co ekscytującego w czymś, co jest ogólnie dostępne i bez specjalnych fajerwerków, blichtru i całej tej ornamentyki. Ale jest to spojrzenie na okładkę książki a nie na jej treść.
Z moim bogiem (proszę bardzo) pracuję dość długi czas, bo nagle zeszło już około 35 lat. Wykorzystuję go jako całość (intencje), w kawałkach (moce) lub okruszynach, którymi są moje emocje. Emocje, które są zresztą jednym z fundamentów porozumienia. Jak zresztą miało to być (może kiedyś było) w religiach. Na obraz boga chrześcijan, świętych i patronów – jeżeli ktoś chce się uprzeć.
Tyle, że bez nazw własnych, wizerunków i pewnego przyporządkowania sprawom poszczególnym. Z racji swojej niedoskonałości, czasami posługuję się jednak pewnymi gadżetami; subiektywnymi i obiektywnymi. Pomaga mi to jak niektórym krzyż czy różaniec. Ale jest to jedynie wyraz pewnego mankamentu w moich praktykach, ponieważ sprawy powinny się obywać bez tego. Niestety – czasami (często) nie obywają się. Gadżety – podobnie jak w we wszystkich religiach – i u mnie stanowią pewien czynnik skupienia, czy nadania rangi moim poczynaniom. Ale to jest jedynie łataniem własnych niedostatków i tyle. Chociaż skutecznym, na tym poziomie, który reprezentuję obecnie.

Pytanie, czy traktuję Energię jako swoistego boga jest dla mnie dość problematyczne. Wynika to z faktu, że automatycznie rodzą się porównania i próby dopasowania do czegokolwiek znanego i uznanego. To kolejny błąd. Mój – kiedyś, większości – na zawsze.
Nie walczę z żadną wiarą. Wszelkie religie mieszczą się w „mojej” Energii, jako pewien sposób jej wykorzystania przez ludzi. Niektórych dużo bardziej biegłych ode mnie w sztuce, którą nazywam „Zabawa z Energią”. Ponieważ zasada jest jedna. Jeżeli potrafisz – Energia jest na tyle uległa i plastyczna, że możliwości są nieskończone. Dla mnie jest to teoria, bo moje są skończone, chociaż cokolwiek robię w kierunku powiększenia obszaru możliwości. Jedynym ogranicznikiem i elementem dającym nadzieję na więcej, jestem ja sam. I nikt (przy prawidłowej pracy) nie ma na to stałego wpływu.

Bóg, bogowie, bożki, święci, patroni, diabeł, anioł i wszelkie inne emanacje Energii? Tak! Ale bez bałwochwalstwa i otępienia dogmatami czy imperatywami własnego przemysłu. Bez całej tej machiny propagandowo-odpustowej i ludzkiej niedoskonałości jako dodatkowego balastu.

Bez nazw własnych , posągów, peanów i podobnych zbędnych śmieci.

Pewnie pomyślicie „łatwo powiedzieć”. Macie rację. Powiedzieć łatwo ale dojść znacznie trudniej. Mimo, że może to zrobić każdy!

Jeżeli ktoś z Was uważa, że napisałem jakieś ogólniki i niewiele z tego wynika – będzie miał rację.

Z pisania i gadania o Energii (bez względu na to, jak ją zwiecie i wykorzystujecie) bardzo niewiele wynika.
Niestety.

Udostępnij wpis innym:
Proszę nie kopiować!