Ponieważ grzeszę jak każdy śmiertelnik a do kościoła nie chodzę – w ramach pokuty, od czasu do czasu oglądam nasz Sejm. Nie żeby budynek. Chodzi mi o transmisję TV. Dla człowieka z wyobraźnią i jaką taką inteligencją, jest to pokuta o wiele bardziej dotkliwa niż chrześcijańskie mantry w postaci „zdrowasiek”. Przez ostatnie dwa dni starałem się nadążyć za wydarzeniami – systemem „on-line”, oglądając na (ledwo) żywo Waszych pupilów.
Z racji tego, że dość dawno nie miałem podobnej przyjemności bałem się, iż braki w wiedzy uniemożliwią mi zrozumienie wartkiej akcji. I zupełnie niepotrzebnie.
Podstawowym i w dalszym ciągu aktualnym dla mnie problemem jest to, że nasz Sejm jest zupełnie zaprzątnięty swoimi wewnętrznymi sprawami. Teoria Administracji mówi, że twory zatrudniające od 5000 pierdzistołków wzwyż, nie potrzebują już żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Bierze się to stąd, że liczba dokumentów wewnętrznych – różnej postaci, jest wystarczająca do tego aby żyć własnym życiem. Oczywiście, o ile trafi się frajer, który to wszystko zasponsoruje.
Odnoszę wrażenie, że Teoria Administracji nie przewidziała polskiego parlamentu. Gdyby wyciąć nasz Sejm (budynek z zawartością ludzką) z Warszawy i przenieść na Pacyfik – na jakąś bezludną wyspę, to oni w dalszym ciągu mieliby pełne ręce roboty. Nie ucierpiałyby na tym debaty, polemiki czy głosowania. Chłopaki (i kilka dziewcząt) mogliby, w dalszym ciągu żyć swoimi wirtualnymi problemami. Problemami, które mnie akurat dotyczą w stopniu minimalnym z tendencją do zbliżania się ku zeru. Przez te dwa dni odniosłem wrażenie, że oglądam kolejną operę mydlaną rodem z tej samej wytwórni co „Niewolnica Isaura” czy może bardziej „W kamiennym kręgu”. Jeżeli porównaniem obraziłem w jakiś sposób twórców serialu – rozumiem i przepraszam.
Wracając do Wiejskiej, czyli do strefy bardzo patologicznej i idiotogennej, zaczynam się bardzo poważnie niepokoić o ciąg dalszy naszej (ogólnie postrzeganej), dość zasranej egzystencji narodowej. Pomijam autentyczne zażenowanie, które odczułem wielokrotnie w ciągu mojej ostatniej traumy telewizyjnej. Pomijam już nawet wstyd przed znajomymi „ze świata”. Ale nie bardzo mogę pominąć coś, czego spodziewam się w niedługim czasie.
Będą wybory terytorialne. Wzorce rządzenia zostaną przeniesione „w teren”. Wyobraźmy sobie te tysiące urzędów, które będą egzystować na podobnych zasadach jakimi obecnie posługuje się Wasz Sejm. Ja, mimo dość rozbudowanej wyobraźni, nie potrafię sobie wyobrazić niczego dobrego. Tysiące Kaczyńskich, Lepperów, Giertychów, Tusków i innych Pawlaków czy Olejniczaków zasiądzie na zydelkach urzędów terenowych. I zacznie się kaszana w skali mikro – o ile Sejm jest skalą „makro”. Przecież tam też jest o co powalczyć. A już na pewno o kasę i wpływy. Przewiduję bajzel. Może mniej medialny, ponieważ nie będzie nam dane śledzić tego w TV – ale za to dużo bardziej niebezpieczny, bo wszechobecny. Nie wiem jak Wy ale ja zaczynam wykupywać cukier. Po co? Nie wiem, ale ludzie zawsze wykupują cukier w stanach zagrożenia społecznego.
Jak napisałem, Teoria Administracji przewiduje wyizolowanie dużych systemów biurokratycznych – bez szkody dla nich samych. Jednocześnie ta sama teoria powiada, że musi być dopływ dóbr materialnych lub gotówki do zamkniętego systemu. Po prostu trzeba jeść.
Jak myślicie?
Kto jest tym Sponsorem (czytaj: Wielkim Frajerem), który dostarcza kasę i dla naszego systemu zamkniętego, jakim jest Sejm?
I pytanie drugie:
Kto będzie tym Sponsorem dla władz terytorialnych – po niedługich wyborach?
Pozdrawiam Was – Sponsorzy.
Sponsor.