Już na początku (podczas pakowania się), wyszła sytuacja dość niestandardowa. Jedziemy na dwa tygodnie a Ilona spakowała … osiem rolek papieru toaletowego.
Niby co komu do tego.
Każdy spędza urlop tak, jak sobie życzy.
To jest wolny kraj.
Tym niemniej, lekko się zafrasowałem, bo miałem plany trochę bardziej ambitne; a to wycieczki jakieś, a to spacery romantyczne, a to rozrywki z tej półki, na które miasto Warszawa nie bardzo daje nadzieję.
Jak do tej pory (dwa dni) zwiedziliśmy jedynie metropolię Piotrków Trybunalski. Miasto poświęcone Matce Boskiej. Serio.
Nawet nie wiedzieliśmy jak się ubrać, odwiedzając tak uświęcone miejsce. Ja, jako stary heretyk, nie miałem specjalnych rozterek wynikających z faktu potencjalnej obrazy tak szacownego miasta. Dominowała, we mnie, jedynie troska, żeby nam opon nie poprzecinali, albo owocem (jajkiem) jakim przejrzałym nie dali nam do zrozumienia, że jesteśmy (w tych ciuchach) persona non grata.
Już na miejscu okazało się jednak, że Matka Boska, Matką Boską, ale przy głównej ulicy miasta stoi, sporych rozmiarów, reklama burdelu, zakamuflowana pod wiele znaczącą nazwą „Agencja towarzyska”.
Szczerze powiem – ulżyło mi.
Zwróciłem nawet uwagę, na ten fakt (burdel), mojej Wiernej (…) Małżonce, licząc, że może wysupła kilka złotych i wielkodusznie postawi mi chociaż godzinę, ale chyba lekko się rozmarzyłem, bo takie proste i oczywiste skojarzenie nie zaświtało Jej nawet w głowie.
Nie to nie!
Poza burdelem, sporą liczbą kościołów i marketami podobnymi do tych warszawskich, była jeszcze starówka. Nawet ładna, ale takiej wielkości, że jak żeśmy weszli na jej teren, to inni musieli się ustawić w kolejce i poczekać aż zwolnimy miejsce.
Piotrków jest jedną z trzech atrakcji, które przewidzieliśmy do zwiedzenia. W ramach akcji „…a może byśmy tak najmilszy wpadli na dzień do Tomaszowa…” chcemy również odwiedzić…
Brawo – zgadliście!
Tomaszów Mazowiecki.
Trzecim celem naszych eskapad będzie ulica Piotrkowska, w mieście Łodzi. Ograniczymy się do tej arterii miasta, bo poza nią (jak byłem ostatnio) klimaty takie, że tylko wypatrywać Moryca i spółki z
„Ziemi obiecanej”.
No, chyba, że coś się, od tamtych lat, zmieniło.
Oczywiście, na lepsze, bo na gorsze, to już niewiele pola do popisu pozostało.
Dodatkowo, z rejestracją warszawską (samochód) nie bardzo mam ochotę pchać się w miejsca bardziej ustronne, bo oni tam czczą Widzew a Legia to jak płachta na byka. A przecież nie nalepię sobie na furze „Widzew król” (taki piorunochron), bo by mi ręka (albo inne członki) uschła i już do końca życia nie mógłbym, Syrence Warszawskiej, spojrzeć w metalowe oczy.
Rozrywek, w samych Barkowicach, raczej niewiele.
No, czasami (ale rzadko) jakaś fajna dupa przejdzie drogą, czasami jakiś sąsiad włączy disco-polo i już po czterech godzinach takiego koncertu (słaby jestem psychicznie – wiem) myśli mam różne. Takie z zakresu Święta Inkwizycja i okolice.
Na zdjęciu, przedstawiona jest sytuacja z pierwszego dnia naszego pobytu, więc jeszcze się wspólnie uśmiechamy i żadnych oznak przemocy fizycznej nie widać. Jako, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do wspólnego przebywania, ze sobą, 24 godziny na dobę, stan ten może ulec zmianie. A ponieważ (jak widać) bicepsy mamy podobnej wielkości, to anieli wiedzą kto (w razie czego) będzie górą.
O czym donoszę z pewnym niepokojem 😉
P.S.
Ten niepokój nie jest taki zupełnie od rzeczy.
Kiedyś (no, dość dawno, ale jednak) rozwaliła mi łuk brwiowy łyżką, co wyraźnie daje do zrozumienia, że jest osobą o usposobieniu gwałtownym i nie liczącym się z przewodnią rolą samca w stadzie 😀