PIERWSZY ODCINEK:
DONDEROWIE Sp. z o.o.
JAK BABCIA PAPRACZKA HITLERA OBALAŁA
Muszę zacząć od ważnej dygresji.
No, i tak już zostało.
My (dorośli) przejęliśmy ten zwyczaj od córci – do dziś, zresztą – jak czasami Ją wspominamy.
Koniec dygresji.
Okupacji w Poznaniu, bo stamtąd pochodzi moja familia.
W trzecim roku okupacji, jak już wszyscy mieli dość Niemców, Babcia Papraczka wpadła na (pozornie genialny) pomysł, jak tu Hitlerowi dołożyć.
Oczywiście, na miarę swoich możliwości.
Owszem, grał na kajser-tubie, na tubie, na waltorni, fortepianie i skrzypcach.
Tyle, że żaden z tych instrumentów nie przedstawiał żadnej wartości bojowej.
Poza tym, w poznańskim partyzantka była bardzo szczątkowa, bo Niemcy zabronili, a jak wiadomo, poznaniacy to naród zdyscyplinowany, tak że sami wiecie…
Tak więc, cały trud knucia przeciw Hitlerowi spadł na wątłe barki Babci Papraczki, która ze względu na słabą konstrukcję fizyczną, też wielkiej wartości bojowej nie przedstawiała.
Ale miała mózg!
No, i tym mózgiem, przy akompaniamencie przychylnych pomruków reszty rodziny (2+2) wymyśliła, że będą podrabiali kartki żywnościowe.
Oczywiście, kierował Babcią czysty patriotyzm, bo jak łatwo przewidzieć, co zjedzą Donderowie, tego na pewno nie zje niemiecki żołnierz, na froncie. Logika zacna i nawet jeżeli zalatująca lekką lipą, to jednak wystarczająca do tego, żeby produkcja ruszyła.
Znowu dygresja.
Ba, komputerów też nie było!
Tak więc, cały przemysł Donderów, służący do osłabiania niemieckiej gospodarki, trzeba było postawić na urządzeniach dość siermiężnych i gwarantujących wielogodzinną dłubaninę.
A pod okupacją – potrafi jeszcze bardziej!
Koniec dygresji.
Jak w normalnej rodzinie, tak i u Donderów, produkcją zajęła się męska część rodu. Babcia handlowała tymi kartkami na rynku. „Rynek” to taka poznańska nazwa dla bazaru.
W Krakowie dzieci morusają się na polu, a w Poznaniu, gospodynie wydają bejmy na rynku.
To proste.
Ponieważ liczba najedzonych i głodnych, na świecie, jest zawsze taka sama, tak więc, im bardziej głodowali Niemcy w okopach, tym bardziej mój Tata i mój Wujek robili się bardziej… jakby tu powiedzieć… mało okupacyjni – biorąc pod uwagę kształty i (co za tym idzie) ogólną urodę.
No, i zaczął się bal…
Zgroza padła na Donderów, bo Babcię zamknęli w areszcie i postawili jej zarzuty.
Dziadek uratował chudą dupinę Babci, bo złapówkował kogoś tam, a ten ktoś to ho, ho, ho – podobno mógł wiele. Mógł czy nie mógł, sąd wymierzył (dość niską) karę – 6. miesięcy więzienia. To był dobry wynik, bo za takie zabawy można było trafić do obozu koncentracyjnego.
Wprawdzie na styropianie z nikim ważnym nie spała, ale jednak rys martyrologiczno-kombatancki (no, w pewnym sensie) Donderowie, w swojej historii, mają.
Jak Babcia garowała pod celą, podobno Dziadek całymi godzinami grał, w domu, na waltorni. Nie wiem, może tak rozładowywał napięcie seksualne.
Mój Ojciec zawsze mówił, że właśnie przez to granie Dziadka zaczął łysieć, już za młodu.
Wieść głosi, że wszyscy spili się okrutnie.