Dzisiaj, od bladego świtu, zgłosiłem się (trzeźwy) na pobranie wymazu z nosa.
Jednak, przed całą operacją, musiałem podpisać stertę zezwoleń, upoważnień i innych, mętnych deklaracji. Jako, że było tego sporo (a jakieś zaufanie do firmy mam) – przeleciałem jedynie pobieżnie.
W związku z tym, że nigdzie nie zauważyłem klauzuli:
„…w przypadku mojej śmierci zgadzam się na przekazanie moich organów do wykorzystania przez stołówkę przyzakładową…”
…podpisałem jak leci.
Dygresja w ramach akcji: „Donderland uczy”.
Tysiące lat temu, jak mumifikowano faraonów to mózg wybierano im przez nos. A to w celu, żeby nic tam, w środku nie gniło a nosem, podobno, było najłatwiej. Tak, że tego…
Koniec dygresji.
Zamaskowana kobieta, która podeszła do mnie, trzymała w ręku…
No, dość, że poczułem się jak jakiś Ramzes XII.
Nawet nie wiedziałem, że w Dondera można wsadzić, cokolwiek, tak głęboko!
(zboczki proszone są o powściągnięcie swojej wyobraźni)
Wierciła we mnie z 15 -20 sekund…
W kontekście tego Ramzesa, są trzy możliwości:
1. Wszystko odbyło się OK.
2. Uszkodziła mi mózg. Siedzę teraz w ambulatorium a oni zastanawiają się, co teraz ze mną zrobić.
Natomiast ja (IQ oklapnęło mi do poziomu 25) z uśmiechem idioty, żuję (w kącie) sznurówkę od buta i wydaje mi się, że piszę do was, na Donderlandzie.
Jak się dobrze zastanowić…
Subiektywnie (!) rzecz biorąc – nie ma żadnej różnicy.
Liczy się to, co się czuje a nie to, co jest!
3. Wersja pośrednia.
Poskrobała mi, po mózgu, jedynie powierzchownie.
Gdyby (nagle!) się okazało, że bredzę jeszcze bardziej niż zwykle – proszę o zwrócenie mi, na to, uwagi. Sam przecież nie ogarnę tym upośledzonym organem.
Wtedy przestanę pisać na Donderlandzie i zajmę się artystycznym (a jakże!) oklejaniem słoików po musztardzie sarepskiej. Czymkolwiek.
Taki „decupage” na miarę możliwości emeryta III RP.
P.S.
NIE MAM KORONAWIRUSA!
NIE MAM KORONAWIRUSA!
Po prostu przeziębiłem się i tyle.
Jutro idę do pracy.
Biorąc pod uwagę sytuację ogólną, będzie jak w starym dowcipie:
„…a ja wchodzę cały na biało…”
Trochę w tym wszystkim brak logiki, bo skoro jestem zdrowy, to właśnie ja powinienem siedzieć w domu, żeby się nie zarazić.
Może właśnie tak trzeba walczyć z epidemią?
Zdrowi siedzą w domu a chorzy do roboty!
No, taki pomysł…
Nie trzeba by tych wszystkich masek, płynów, dezynfekcji i całej tej machiny „anty”. Tanio, prosto i nawet obecny rząd by to ogarnął.
Chyba!
KOCHANI – DBAJCIE O SIEBIE!