Prąd mi odcięło w pół godziny.
Wszystko było OK i nagle…
Po pół godzinie, nie nadawałem się do niczego.
Osłabienie na maksa, poty i zawroty głowy.
Dzięki mojej Wspaniałej Szefowej, kolega Jarek, wyposażony w samochód służbowy, odwiózł mnie do domu.
Obojgu serdecznie dziękuję!
Gdyby nie to, pewnie moje truchło znaleźliby gdzieś na trasie praca-dom. We wtorek mam wyznaczone badanie na koronawirusa.
(…)
Dzisiaj, od rana, czuję się (w miarę) OK. Wprawdzie jestem osłabiony i nie mam apetytu, ale innych dolegliwości nie odczuwam.
Temperatura 36.8 i trzyma się stabilnie.
Te dwie kreski ponad normę to prawdziwy facet jest w stanie wytrzymać bez histerii. Co innego, gdyby temperatura przekroczyła 37 stopni. No, to wtedy wiadomo – stany agonalne, ogólna degrengolada organizmu, ostatnie życzenia odchodzącego i porady życiowe dla (za chwilę) wdowy.
Jako, że wieści rozchodzą się szybko – pierwszy zadzwonił prezydent mojego miasta, Rafał Trzaskowski. Zachował się jednak z klasą i nie zadzwonił do mnie a do mojej Wiernej (…) Małżonki. Zorientował się w sytuacji ogólnej i poprosił ją, że gdyby jednak coś poszło nie tak, to on liczy na szybką informację, bo musi wiedzieć, kiedy, na urzędach państwowych, flagi, do połowy, opuścić.
W domu lazaret.
Kazała mi gnić w sypialni. W progu posadziła kota Aleksandra, żeby miał na mnie oko. Pewnie was nie zaskoczę, że u nas w sypialni to podstawowe miejsce zajmuje wyro.
200 x 160 centymetrów!
Dodatkowo, dwa stoliki przyłóżkowe, jej (bo przecież nie moja) toaletka, szafa-klamot na całą ścianę i stolik pod telewizor z (oczywiście) telewizorem.
Bardzo śmieszne, biorąc pod uwagę 16. metrów naszej sypialni!
Po +/- dobie doszło do tego, że przed wyprawą do kibelka mam takie, pozytywne emocje, jakbym się do Rio de Janeiro, na karnawał, wybierał.
No, wypas!
Taki klop-trotter, …mać!
Z tym, że nawet do kibelka muszę chodzić w rynsztunku jak spawacz do roboty. O wszelkiego rodzaju dezynfekcjach, przed i po – szkoda gadać. Jeszcze takiego czystego to nie miałem w życiu.
No, i co z tego.
Żadnych nadzei…
No, i co z tego.
Żadnych nadzei…
Rano zmierzyła mi ciśnienie.
Po co?
Nie mam pojęcia.
Bo jest w domu takie urządzenie?
Dobrze, że nie mamy irygatora, bo by mi pewnie lewatywę też zrobiła – tak, na wszelki przypadek.
No, ale się stara dziewuszyna – muszę przyznać.
Jedynie kot Aleksander jest zadowolony z tego, że leżę w tym wyrze. Czlowiek zawsze pod ręką. Zawsze jest się gdzie poprzytulać, pomiziać, obmruczeć i na kim poleżeć.
Co do kota, to on wie, że jestem osłabiony i prawdopodobnie będzie chcial przejąć przewodnią rolę w naszym stadzie.
Zanosi się na aksamitną (mam nadzieję!) rewolucję.
Jest godzina 11:25.
Moja Wierna (…) Małżonka poszła sobie na spacer.
Ostrożnie wychylam głowę poza sypialnię.