Każdy świadomy obywatel, powinien szukać dla siebie korzyści, wynikających z wybranego demokratycznie rządu. Powiem więcej. Obowiązkiem świadomego obywatela jest możliwie wyczerpujące korzystanie z dobrodziejstwa posiadania takiego rządu.
Bo przecież rząd, sejm czy wszelkie przejawy samowładzy (samowoli?) terytorialnej, jako towary zakupione za moje podatki – powinny dawać mi cokolwiek w zamian. Rzecz jasna, nie chodzi mi tutaj o korzyści wypływające wprost, z oczywistych (wydawać by się mogło) obowiązków tych urzędów. Obowiązków, które polegają na robieniu mi (obywatelowi) dobrze. Z tego już wyrosłem dość dawno temu i nawet Wielki Przewrót nie potrafił we mnie wzbudzić szczególnych nadziei. Wystarczy znać trochę historię, ekonomię czy też socjologię aby wyzbyć się huraoptymizmu.
Tym niemniej jestem jednym z (chyba) dość nielicznych, którzy odnoszą bardzo konkretne i namacalne korzyści z tych ostatnich kilku, politycznych lat. Mam wielki sentyment do wielu, obecnie pierwszo- i drugoplanowych twarzy. Są to ludzie, którzy pomagają mi w sposób bardzo znaczny, choć przyznam – bardzo szczególny.
I tak dla przykładu:
Niejaki Macierewicz.
Ilekroć zaczynam go rozumieć, oznacza to dla mnie, że pora wypocząć. Zmęczenie bowiem powoduje u mnie objaw zaszczucia i obawy, że wszyscy się na mnie sprzysięgli i spiskują na moją niekorzyść.
Nawet moja Wierna (…) Małżonka zaczyna podlegać moim chorym podejrzeniom.
Odpocznę ze dwa-trzy dni i… wszystko wraca do normy.
I oczywiście znowu nie mam pojęcia o co chodzi niejakiemu Macierewiczowi.
Tadek Rydzyk.
Jest dla mnie jak kompas na oceanie. Oceanie mojej osobowości. Im bardziej zaczyna mi się podobać jego droga osoba, tym bardziej oznacza to, że jestem bliżej dna moralnego. Im mniej mi się ojczulek podoba, tym bardziej mogę sobie spojrzeć w oczy – rano przy goleniu.
Niezydentyfikowany bóg zapłać.
Aktualny (dowolny) przewodniczący PSL.
Zrozumienie i przychylność dla jego postawy i działań, zapala żółte światło w moim mózgu.
Stan taki oznacza dla mnie, że za wszelką cenę chcę BYĆ.
Mogę wtedy obiecać każdemu (!) wszystko (!).
Nawet zatańczyć przy rurze w różowych stringach i kwieciem w pysku.
Jest to ważne światło ostrzegawcze. Albowiem ludzie pamiętają o obietnicach i starają się je wyegzekwować.
Trochę później strach.
Jest tych ludzi więcej. Są mi drodzy i bliscy.
Może nie spełniają funkcji, których powinienem się po nich spodziewać jako obywatel, tym niemniej znalazłem dla nich fuchę zastępczą.
Ku pożytkowi swojemu i osób narażonych na moje towarzystwo.
Z braku innych odniesień, dobrzy i oni.
Bo jak mawiają radzieckie:
„Na bezpticzy i żopa sołowiej”
Co, w dowolnym tłumaczeniu oznacza, że gdzie nie ma ptaków, tam i dupa może robić za słowika.