Cudowne Dziecko ma… 76 lat i jest moim Ojcem.
Od dość niedawna stał się posiadaczem komputera (dość wypasionego) i… na moje upodlenie – zatrybił.
Na początku myślałem, że pobawi się z miesiąc i mu przejdzie. Ale nie… nic z tego. Jak na złość, czasy konsumowania zasłużonej emerytury, postanowił umilić sobie dość specyficznym podejściem do informatyki – bardzo szeroko rozumianej, biorąc pod uwagę zakres pozyskanych umiejętności.
Co by jednak nie powiedzieć, jedno jest pewne. Psucie oprogramowania ma opanowane w stopniu dającym możliwość uzyskania doktoratu – o ile kiedyś taka specjalizacja zostanie ogłoszona.
Oczywiście – Tata nie przyzna się za Boga, że znowu grzebał w tych rejonach Windowsów, które lepiej zostawić w spokoju. Mimo moich próśb, gróźb i klęcia na czym świat stoi – Tata zawsze znajdzie jakiś nowatorski system obsługi komputera. Ja rozumiem, że postęp polega na tym aby przecierać drogi dotąd dziewicze.
Tylko dlaczego padło na mnie?!
Właśnie wczoraj, głosem boleściwym i dającym do zrozumienia, że życie jest podłe – opowiedział mi story o kolejnej porażce Microsoftu w starciu z rodzinną chytrością.
Nie będę opowiadał treści tej historii mrożącej krew w żylakach. Dość, że stanęło na tym, iż trzeba sformatować twardy dysk i… wklepać wszystko od nowa. Jako jedyny w rodzinie, który potrafi odróżnić rejestry Windowsów od kaloryfera – wygrałem przez aklamację…
I tak, dzisiejszy dzień upłynął mi w atmosferze rodzinnej i pracowitej. Z tym, że jest to tego rodzaju pracowitość, która raczej mija się leciuchno z celem, bo jak znam życie za dwa tygodnie komputer znowu będzie chodził w sposób sugerujący, że procesor jest napędzany korbą lub w najlepszym przypadku olejem rzepakowym.
Najśmieszniejsze w tym jest to, że już widzę świętoszkowatą minę Ojca, podczas wygłaszania oświadczenia, że on to nawet nie przechodził w pobliżu komputera a jednak, „wiesz, nie wiem dlaczego…” – i tak dalej.
Windowsy są tworem niedoskonałym pod wieloma względami. Dla mnie doszedł jeszcze jeden. Mianowicie taki, że NIE DA SIĘ tak tego ustawić, żeby Tata nie mógł dobrać się do rejonów śliskich.
A przecież tych programów to ja mu wgrywam dużo więcej.
Jak by wyliczyć prawdopodobieństwo tego, że Ojciec nic nie zmajstruje przez miesiąc, to wyszło by zero – przecinek – później gdzieś tak ze trzy i pół metra następnych zer maczkiem – i dopiero jedynka!!!
Ja myślę, że Bill Gates ponosi duże straty na tym, że nie poznał mojego Taty. Już on by mu pokazał jak powinny być zbudowane Windowsy dla KAŻDEGO…
Obawiam się jednak, że nawet cały team Microsoftu wolałby do łopaty niż nadążyć za tym Cudownym Dzieckiem…
A ja, k…. mać – MUSZĘ!!!