Od dawien dawna, ludzi (no, niektórych) nurtuje pytanie związane z autentycznością istnienia boga. Nie odkryję Ameryki, jeżeli powiem, że istnieją dwie zasadnicze szkoły. Jedna na TAK, druga na NIE.
Obie te szkoły są sobie niechętne i ich propagatorzy zwalczają się z (mniejszą lub większą) zajadłością. Widzimy to na co dzień.
Dodatkową atrakcją tych zawodów jest podejście (wyznawców lub ich przeciwników) do zagadnienia kościołów różnych wyznań oraz ich urzędników, którzy mienią się przedstawicielami boga na naszym padole.
To zostawmy, jako oddzielny problem.
Powróćmy do boga lub (jak kto woli) bogów.
Następna teza może się wydać dość szokująca dla obu stron konfliktu. Stanowi ona bowiem, pewien pomost między tymi, którzy są za bogiem i tych, którzy są przeciw.
Brzmi dość zagadkowo, prawda?
Otóż, teza ta powiada, że jest to zupełnie obojętne, czy bóg istnieje, czy nie.
Opcję popierającą istnienie boga możemy pominąć. Nie ze względu na samą negację. Powód jest inny i zaraz go wyjaśnię.
Jeżeli boga nie ma, to i tak istnieje on w świadomości populacji.
Wieki wprasowywania boga do naszej świadomości robią swoje.
Wieki instytucjonalizowania boga robią swoje.
Wieki przekazywania tradycji robią swoje.
To w jego imię zrobiono na świecie wiele zła i dobra. Nawet jeżeli jest to jedynie pusty implant w mózgu (nikt nie rodzi się wyznawcą), to energetyczne oddziaływanie na społeczeństwa jest niezaprzeczalne. I to musimy przyznać bez względu na to, czy wierzymy w boga, czy nie.
Rozejrzyjcie się wokół. Tyle, że nie na odległość wzroku – szerzej. Wojny, krucjaty, zawłaszczenia, sterowanie grupami ludzkimi oraz mnóstwo subtelniejszych działań – to jest właśnie oddziaływanie ludzi na ludzi w imię boga. Jakiegokolwiek. I to są fakty.
Dodatkowo, problem dotyczy również pozostałych osobistości:
(ograniczę się jedynie do KK)
Jezusa, Marii, Józefa, Mojżesza, świętych czy innych osobistości.
Autentycznych ludzi, czy też jedynie spersonalizowanych idei.
I nawet, jeżeli ktoś by dzisiaj udowodnił (wątpię), że bóg nie istnieje – nic (lub bardzo niewiele) to nie zmieni. Wiernym, z ambony, by się powiedziało, że jest to kolejny atak na wartości i karuzela kręci się dalej. Siła tradycji, przyzwyczajenia, presji społecznej czy zwykłego strachu jest potężna.
Nie spierajmy się o bogów.
To nie ma żadnego sensu energetycznego.
Są – dobrze.
Nie ma – też dobrze.
To nie bogowie szkodzą nam najbardziej.
(realni lub nie)
Szkodzą nam ludzie zawłaszczający bogów na swój użytek i naszym kosztem. I nie o koszt finansowy mi tu chodzi, bo on jest mniej istotny. Są koszty dużo większe. Te niewidoczne.