(prawie się zsikałem w portki)
W zasadzie, obowiązujący Kodeks Postępowań Eleganckich, sugeruje pewne zasady współżycia między ludźmi (jako tako) cywilizowanymi.
Pozostali mogą już skończyć czytanie tego wpisu.
Jak wszystkim wiadomo, jeżeli spotkają się dwie osoby tej samej płci, przy wejściu/wyjściu do/z pomieszczenia, dobry obyczaj nakazuje przepuścić, jako pierwszą, osobę, która opuszcza pomieszczenie. Przy okazji, jest to logiczne, ponieważ osoba wychodząca niejako zwalnia miejsce osobie wchodzącej – o ile pomieszczenie jest niewielkie.
Tak to działa lub powinno tak działać.
Tym niemniej, nauczony przykrym doświadczeniem z dnia dzisiejszego, postuluję o zrobienie pewnego wyjątku w tej zasadzie.
Chodzi mi dokładnie o ruch w drzwiach wejściowych do toalety, czyli mówiąc pospolicie – kibelka.
Logiczne jest, że osoba, która opuszcza kibelek, robi to z uśmiechem ulgi i na pełnym luziku. Jest już „po zabiegu” więc nie ma organicznych powodów do niepokoju.
Inaczej jest z osobą, która wchodzi. Jak wiadomo, mało kto wchodzi do kibelka w celach towarzyskich lub zawodowych. Przeważnie zapędzają nas tam potrzeby fizjologiczne.
No, dobra – młodych to jeszcze szybki seks w pracy.
Ale statystycznie, jednak prowadzi fizjologia.
Logicznym więc by było, żeby osoba wychodząca przepuściła (jednak) osobę wchodzącą. Luzak cierpiącego. Uśmiechnięty zestresowanego.
Generalny apel:
Kolego!
Jeżeli widzisz, że do kibelka wchodzi gość ze łzami w oczach – przepuść. Normalnie, to chłopaki nie płaczą. A skoro już ktoś idzie i prawie płacze, oznacza to, że jest fizjologicznie zdesperowany.
No, i nie jest to dobry moment na filozoficzno-organizacyjne wywody na temat pierwszeństwa w ruchu pieszym.
A z tym spotkałem się od rana.
Trochę empatii na co dzień, może uratować godność człowieka!