(uwaga – wpis niezwykle subiektywny)
Jeżeli komuś się wydaje, że jestem matołkiem, który łyka wszelkie odpryski „kulturalne”, serwowane przez środki masowego rażenia (TV, radio, gazety, część wydawnictw), to muszę się obronić. Nawet nie dlatego, żebym się martwił o to, jakie macie (o mnie) zdanie. Robię to dla własnej higieny psychicznej. No, i dlatego, że niektórzy ludzie muszą się, od czasu do czasu, do czegoś przypieprzyć.
Żyjemy w czasach, w których nawet lekko myślący człowiek, co rusz, wprowadzany jest w różne stany emocjonalne. Od zniesmaczenia do stuporu. Gama emocji jest na tyle szeroka, na ile szeroka jest skala idiotyzmów, grafomanii, sraczki medialnej oraz wszelkich objawów traktowania mnie jak faceta tuż po wylewie lub innej przypadłości, ograniczającej prawidłowy odbiór rzeczywistości.
Poznęcam się nad niektórymi objawami kultury i „kóltury” – ewentualnie „cooltury”.
Dlaczego?
A, bo tak!
Muzyka.
Moje nieszczęście polega na tym, że mam powierzchowne wykształcenie muzyczne. A to ze względu na to, że onegdaj jakiś ktoś zauważył, iż mam słuch absolutny. No, i „żeby się nie zmarnowało” rżnąłem, jakiś czas, na skrzypcach – w szkole muzycznej. Pozdrawiam wszystkich, którzy poddawani są dzisiaj podobnym eksperymentom. Dodatkowe pozdrowienia dla rodziców i współmieszkańców potencjalnego skrzypka oraz wielki szacunek za to, że muszą tego (codzienne ćwiczenia) wysłuchiwać.
Ale do rzeczy.
Klamrując wszelkie wysiłki akustyczne, z jednej strony postawię niejakiego Pendereckiego a z drugiej disco-polo. Klamrowanie owo nie wynika jednak z mojego (subiektywnego) odczucia sensu czy estetyki.
Wynika z wielkości sprzedaży owych smaczków w wersji audio.
Jak wiadomo, przemysł fonograficzny, żyje obecnie dzięki nurtowi disco-polo. Ta odmiana (hm…) literatury z podkładem (hm…) muzycznym sprzedaje się w ilościach, które dobitnie świadczą o wyrobieniu i kulturze narodu. Nawet gdyby (ateuszowskiej pamięci) sekretarz Gomułka pisał wiersze, to by nie mogło być gorzej. A jak wiadomo, wielkim wieszczem, polonistą i wizjonerem był. Zmarnował się w PZPR.
Tak więc, ze swoimi milionowymi nakładami, kultura d-p, ma się dobrze i bije na łeb wszelkie inne próby dopasowania tekstu do muzyki. Co łatwe nie jest.
Przykłady wykonawców, ich myślotoków na tle różnych dźwięków:
Long & Junior.
„I wy mi pomożecie, tancerza ujrzeć chcecie, jak papier w toalecie, będę kręcił się”.
Amadeo.
„Chcecie banana – ye, ye. Zjecie banana – ye, ye. Chcecie banana – ye, ye. Zjecie banana – ye, ye.”
Milano.
„Jejeje! Everybody frytki. O-o-o, życie nie jest grą. Jejeje, wszystko dla rozrywki. O-o-o każdy lubi to”.
Tarzan Boy.
„Hula gula szumi gaj. Hula gula daj mi, daj. Kaligula jak drakula wciąż ochotę ma, ooo. Kula gula szumią bzy. Kula gula płyną łzy. Kaligula to drakula aaaaaaaa, hej!”.
(przykłady za: muzyka.interia.pl)
Jak sami widzicie, „Majteczki w kropeczki” są, przy tym, wyżynami wyrobionego gustu i dobrego smaku.
Jedynie „Mydełko Fa” może powalczyć (z tym ostatnim) o miejsce na narodowym pudle.
Z drugiej strony sprzedawalności stoi kolega Penderecki, z którego patosem i monumentalizmem utworów może się jedynie równać budownictwo Mussoliniego i niemiecka architektura narodowa z czasów Adolfa H.
Osobiście, wysłuchałem kiedyś całą (!!!) płytę pana Krzysztofa. Efektem były cotygodniowe, trwające przez półtora roku, wizyty u psychoterapeuty.
Powód: stany lękowo-depresyjne.
A i tak, nie jestem pewien powodzenia tej terapii.
Patrz: Donderland.
Wszystkie 276 osób na świecie, które zachwycają się utworami K.P. (w tym 127 to rodzina) zakupiło po kilka identycznych płyt, żeby chociaż w ten sposób podnieść rangę twórczości Mistrza. Jak macie urodziny czy inne święto, nie zapraszajcie krewnych Pendereckiego, bo dostaniecie (w ramach prezentu) płytę.
I to niestety, długogrającą.
Tęsknię do czasów Guns & Roses, Uriah Heep, Led Zeppelin, Breakout, Niemena, Demarczyk i podobnych.
Niestety, jak podejrzewam:
„To se ne vrati, Pane Havranek”
Może coś tam (czasami) wciągnęli nosem.
Może zbytnio się alkoholizowali.
Może kopulowali ponadnormatywnie.
Może prowadzili się nie najciężej.
Ale wszystko im wybaczam za ich Muzykę!
(o literaturze będzie innym razem)