Czy, jeżeli ktoś skończył studia astronomiczne, oznacza to, że jest przedstawicielem kosmosu na ziemi?
Pewnie, podobnie jak ja, będziecie sceptyczni.
To dlaczego, jeżeli ktoś skończył studia teologiczne, nagle jest przedstawicielem boga na ziemi?
Studia teologiczne, to kilka lat wklepywania dogmatów, formułek i całego tego prania mózgu. Dodatkowo, okraszone nauką choreografii około ołtarzowej, o komplikacji z zakresu Zasadniczej Szkoły Baletowej.
No właśnie.
Co się niby takiego wydarzyło, że NAGLE Jaś zostaje przedstawicielem boga na ziemi?
Co się niby takiego wydarzyło, że NAGLE stare baby (i nie tylko) całują Jasia po łapach?
Co się niby takiego wydarzyło, że NAGLE Jaś staje się guru od tego, czego chce (lub nie chce)
bóg?
Co się niby takiego wydarzyło, że NAGLE Jaś postrzegany jest jako jakaś lepsza kategoria obywatela?
Co się niby takiego wydarzyło, że NAGLE Jaś ma prawo wygrażać innym ludziom, nie będąc nikim innym jak zwykłym facetem po (hm…) studiach?
Bo przecież, oprócz pozyskania pewnej (mętnej?) wiedzy, Jaś jest dalej tylko zwyczajnym Jasiem i żadne „boże nie pomoże”. Nawet czarna kiecka do kostek czy umiejętność intonacji głosu na wzór pół-kastrata.
Tyle, że Jaś jest teraz Jasiem po seminarium, czyli po uczelni, która uczy (przekładając na praktykę) jak się nie narobić a zarobić. Jak wykorzystywać ludzką bojaźń przed bogiem „na chwałę całego kościoła”. No, i kolegów po fachu, zgromadzonych pod szyldem.
Dodatkowo, Jaś dostaje uprawnienia (?) do tego, aby wyznaczać innym
sposób życia, który akurat Jasia nie bardzo obowiązuje.
Przykładów jest mnóstwo.
Generalnie, Jaś zostaje ekspertem od wszystkiego.
Na wszystkim się zna i na wszystko ma gotowe odpowiedzi.
Jaś zostaje protezą samodzielnego myślenia, dla wspaniałej większości wiernych. Szczęściem – nie wszystkich.
Tylko, co ma z tym wszystkim wspólnego bóg?
Po co bogu Jaś?
Po co tobie Jaś?
Według mnie, bóg-człowiek-bóg, to korelacja bardzo intymna i Jasie nie są tu do niczego potrzebni. Przeważnie są szkodliwi.
Ale boicie się swoich Jasiów.Prawda?
P.S. 1
Oczywiście, z pewnością, są Jasie odbiegające od tej normy.
Mają misje, mają wiarę w to, co robią.
Bądźmy sprawiedliwi.
Tyle, że w statystyce, to pewnie wychodzi lekka lipa.
No, i poza subiektywnym ich odczuciem własnej potrzeby, niewiele (lub nic) nie wnoszą do relacji z bogiem.
P.S. 2
Ja tu nie umniejszam wartości boga.
Ja tu nie umniejszam wartości żadnych bogów.
Bynajmniej.
Zastanawiam się tylko nad tym, kiedy to poszło w tak kiepską stronę.
P.S. 3
(to jest fakt z mojej historii)
Jak byłem jeszcze bardzo młody, pewien
ksiądz wyprosił mnie z kościoła „bo już zamykamy”.
Na mój protest, że jeszcze się modlę, powiedział:
– Bóg jest wszędzie i możesz się modlić wszędzie a nie akurat tutaj.
I to były najmądrzejsze
słowa, jakie usłyszałem od księdza KK.
No, i to była moja ostatnia wizyta w kościele.
Kościele, czyli budynku dla Jasiów.
Bo przecież nie dla boga.